Co nas zaskoczyło – Szalona Italia cz.4

Co nas zaskoczyło – Szalona Italia cz.4

Ludzie zastąpieni automatami. Drugiego dnia naszej podróży wjechaliśmy do Włoch i rozpoczęły się opłaty za przejazdy autostradami. Kilka bramek pokonaliśmy bez najmniejszego problemu, podobał nam się ten sprawny system i możliwość zapłaty gotówką lub kartą kredytową. Na bramkach nie było pracowników, wszystko w pełni zautomatyzowane. Lecz na jednej z nich pojawił się problem. Wszystko zrobiliśmy jak należy, przy wjeździe pobraliśmy bilet, przy wyjeździe zbliżeniowo zapłaciliśmy kartą. Niestety wciąż mieliśmy czerwone światło, a szlaban się nie podnosił. Trochę spanikowaliśmy i zaczęliśmy przykładać kartę ponownie ale nic się nie działo. Wysiadłam z auta by poszukać kogoś z obsługi ale nie było żywej duszy. Przypadkowo wycofaliśmy autem i ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zaświeciło się zielone światło. Już wiedzieliśmy, że nie należy podjeżdżać zbyt blisko, bo kamera nie może zeskanować nr. rejestracyjnego.

Parkingi bez parkingowych. Kolejny problem pojawił się na płatnym parkingu obok stacji benzynowej. Przy wjeździe przyłożyliśmy kartę do czytnika, zaświeciło się zielone światło i szlaban podniósł się do góry. Byliśmy zdziwieni, że maszyna nie wyrzuciła biletu. Za nami jechali nasi przyjaciele, którzy też chcieli zaparkować swoje auto. Niestety w parkometrze świeciło się czerwone światło z napisem brak wolnych miejsc, choć parking był tylko w połowie zapełniony. Kiedy wróciliśmy po dwóch godzinach czerwone światło nadal się paliło. Przy wyjeździe zbliżyliśmy kartę do czytnika. Głos z maszyny domagał się biletu, którego nie mieliśmy. Na stacji obok nie było żywej duszy. Na ulicy zatrzymałam dwóch młodych Włochów z prośbą o pomoc. Zadzwonili na wskazany w instrukcji numer telefonu, oczywiście rozmawiali po włosku. Oprócz przedstawienia sytuacji musieliśmy podać wszystkie dane łącznie z adresem zamieszkania i danymi kierowcy. Trwało to kilkadziesiąt minut ale w końcu udało nam się wyjechać. Nasz kolega uspakajał, że przyjdzie parkingowy i nam pomoże, ale tu żadnego parkingowego nie można było się spodziewać, znów same automaty.

W poszukiwaniu parkingu. Wielkim problemem we włoskich miastach jest brak miejsc parkingowych. Wąskie kamienne uliczki mają ograniczoną pojemność. Ze względu na starą zabudowę nie ma możliwości postawienia parkingów. Dlatego wprowadzono kolorowe linie wyznaczające miejsca dla samochodów. Żółte są dla mieszkańców, niebieskie ogólnodostępne, ale płatne. Białe bezpłatne są dla wszystkich, ale znalezienie tu miejsca graniczy z cudem. My mieliśmy szczęście zarówno do kwater jak i do bezpłatnych parkingów. W Rzymie znaleźliśmy ekstra hotel, zaledwie 20 min spacerkiem od starego centrum, auto udało nam się zaparkować pod samymi drzwiami. Tylko jeden raz krążyliśmy ok. pół godz. w poszukiwaniu wolnego miejsca. Za niebieskie miejsce płaciliśmy zazwyczaj 1 euro za godz. ale tutaj też wszystko było obstawione. Parking w żółtej strefie zawsze kończy się mandatem lub odholowaniem auta. Mandatu nie otrzymuje się od Policji, przychodzi pocztą na podstawie zdjęć z fotokomórek. Turyści zostawiają auta nawet kilka km. od hotelu, do którego z bagażami przyjeżdżają metrem.

Miniaturowe autka. Brak miejsc parkingowych spowodował, że Włosi przesiedli się do maleńkich aut, które można zostawić w najmniejszej luce na parkingu. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, bo wyglądały jak wypasione zabawki dla dzieci. Auta dostawcze też mają miniaturowe. Kierowcy śmigają nimi jak szaleni nie zważając na znaki i przepisy drogowe. Wydaje się, że w całym kraju nie obowiązują żadne zasady. Na początku na każdym skrzyżowaniu skóra cierpła ze strachu, z czasem przywykliśmy.

Kamienne miasteczka. W miastach przeraziły nas wyłożone kamienną kostką ulice, bez skrawka zieleni i drzew. Donice z kolorowymi kwiatami są zachwycające, jest ich wszędzie mnóstwo, dodają uroku i tworzą wyjątkowy klimat, ale nie dają cienia. Byliśmy tam przed sezonem, a upał był już nie do zniesienia. Wszystkie włoskie miasteczka mają długie historie, kiedy je budowano klimat był inny no i nie było aut, które dodatkowo podnoszą temperaturę, więc kamienna kostka tylko ułatwiała życie mieszkańcom. Podróżując po kraju nie widzieliśmy lasów. Przydrożne parkingi bez drzew były jak rozgrzane patelnie i nie dawały wytchnienia. Zatęskniliśmy za polskimi lasami i zielonymi parkami w miastach.

Sjesta święta rzecz. Mieliśmy nadzieję, że pojemy słynnej włoskiej pizzy. Nic z tego. W porze obiadowej wszystko pozamykane, bo Włosi od 13.00 do 15.00 mają sjestę. Dla nich to świętość, nawet nie telefonują w tym czasie do siebie. Typowe dania podaje się po godz. 18.00. O tej porze byliśmy w drodze lub szukaliśmy noclegu. Włosi o tej porze zasiadają w restauracjach i pałaszują niesamowite ilości jedzenia i popijają pyszne wino. Niestety odbija się to wadze. Na południu trudno spotkać szczupłą dziewczynę czy kobietę. Najsmaczniejszą pizzę jedliśmy w niewielkiej pizzerii prowadzonej prze Polkę Anię w Strongoli di Marina. Nie dość, że smaczna to jeszcze w specjalnej cenie.

Dodaj komentarz