Szalona Italia 5

Szalona Italia 5

Strongoli di Marina to miasteczko na południu Włoch było naszym celem, do którego zmierzaliśmy. Podróż świadomie rozłożyliśmy na 3 dni by po drodze zwiedzić ciekawe miejsca, które tak nas zauroczyły, że zupełnie zapomnieliśmy o mijającym czasie. Ostatni etap pokonaliśmy bez przystanku, zastał nas zmrok, droga była kręta, mnóstwo miejscowości i ograniczeń prędkości. Włosi śmigali obok nas na trzeciego, nie zważając na linie ciągłe a nawet wysepki. My przestraszeni przez różne wpisy w Internecie jechaliśmy zgodnie z przepisami, bojąc się horrendalnych mandatów, które miałyby przyjść do domu. Później oczywiście okrzepliśmy ucząc się jazdy od tubylców. Jednak tego wieczoru byliśmy spóźnieni ok. 2 godzin. Nasza gospodyni Alina była bardzo zaniepokojona i dzwoniła do nas co kilkanaście minut z pytaniem -gdzie jesteście? Próbowała nam wytłumaczyć najkrótszą drogę, w końcu oświadczyła, że po nas wyjadą. Mieliśmy wypatrywać białego tira zaparkowanego przy rondzie. Oczywiście pękaliśmy ze śmiechu, że wyjadą tirem. Tir stał widoczny z daleka ale nasi gospodarze wyjechali tylko osobówką. Sami nigdy nie trafilibyśmy do zabukowanego wcześniej domku.

Pomimo późnej pory nasi gospodarze przyjęli nas lokalnym winem i pizzą. Alinę poznałam przez fb. To Polka, która wyszła za Włocha. Mają kilka apartamentów dla turystów. Bardzo dbają o swoich gości, codziennie napełniali nam dzbanek winem i przynosili różne lokalne potrawy. Franko doskonale gotował.

Po nocy spędzonej przy wielu dzbankach wytrawnego wina spaliśmy do południa. Nasza gospodyni z niecierpliwością czekała kiedy się ogarniemy i będzie mogła zaprowadzić nas na plażę oddaloną o ok. 200m.Turystów w okolicy mieszkało niewielu dlatego plaża pozostawała wyłącznie dla nas. Nie było upału ale i tak spaliliśmy się na raczki.

Zachęceni przez gospodarzy postanowiliśmy przygotować sobie owoce morza. Wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka na zakupy. Myśleliśmy, że w porcie kupimy wszystko za śmieszne pieniądze. Niestety nie było nam do śmiechu. Ceny zwalały z nóg. Ale cóż było robić, przecież o tym marzyliśmy. Samo przygotowanie wywoływało salwy śmiechu bo śliska ośmiornica uciekała z rąk i spod noża. Efekt końcowy był „palce lizać”. Świeżutkie owoce morza warte były wydanych pieniędzy.

Na powitanie Alina przyniosła nam butelkę oliwy z pobliskiej rodzinnej fabryczki. Oliwa była wyśmienita, postanowiliśmy zakupić większą ilość do Polski. Znajomi naszej gospodyni uprawiają oliwki i winorośla. W swoim zakładzie wytłaczają oliwę i produkują wino. Jest to rodzinna , samowystarczalna fabryczka, która przynosi niezły dochód bo jej produkty są sprawdzoną marką.

Strongoli di Marina było naszą bazą wypadową ale też miejscem wypoczynku przed czekającą nas podróżą w „górę” Włoch. Południe kraju na przełomie maja i czerwca jest spalone przez słońce i nie widać jeszcze wiosny, ale temperatury są idealne do plażowania i zwiedzania.

Dodaj komentarz